...w tym roku. Pewnie już się pięknicie, a może już balangujecie, a może robicie coś jeszcze innego, w każdym razie na pewno was tu nie ma, więc nikt mnie potem nie będzie za tą informację ścigał ;] Piąta, i ostatnia część Kamienia nie wyszła w tym roku. I nie wiem, czy wyjdzie w następnym. Ale wyjdzie na pewno, a część już jest nawet narysowana, zatem Ci, którzy jeszcze się nie poddali i czekają na zakończenie, doczekają się. Wracam do rysowania, bawcie się dobrze. No i obiecuje, że ostatnio znaczna posucha, mało obrazków i w ogóle poza "recenzjami" mało się dzieje, ale to tylko z nadmiaru pracy. Spróbuję się poprawić. Pozdro.
wtorek, 31 grudnia 2013
poniedziałek, 30 grudnia 2013
#292 Leningrad
55. Amatorski kącik recenzenta
Po kilku latach ciągłej lektury o wojnie doszedłem do
wniosku, że zrobię sobie przerwę i zajmę się inną tematyką. Przeglądając niedawno różne tytuły w księgarni
mimowolnie zatrzymałem się przy dziale historycznym. Tytuł Leningrad przyciągnął
moją uwagę. No tak, przecież nic o tym jeszcze nie czytałem! Książka
bezzwłocznie znalazła się w moim posiadaniu.
Ciekawą sprawą jest fakt, że znaczna większość dostępnej
literatury traktującej o Związku Radzieckim jest pisana przez obcokrajowców.
Tak sprawa wygląda i w tym przypadku. Rosjanie albo boją się pisać, albo nie
mogą, albo nie chcą, a szkoda, ciekawym doświadczeniem byłoby poznać ich punkt
widzenia z dzisiejszej perpektywy. Może kiedyś.
Książka Anny Reid jest świetnie napisaną, bogatą w dane
historią wielkiego oblężenia miasta, które zamieszkiwało w czasie
wojny ponad trzy miliony ludzi
Autorka korzystając z zapisków prywatnych, co jest nieodłącznym
elementem nowoczesnej literatury historycznej , oraz wielu dokumentów
archiwalnych prowadzi nas przez wydarzenia, które zwiastowały katastrofę,
poprzez tą katastrofę aż do wyzwolenia i oswobodzenia mieszkańców miasta.
Jedzenie kleju, trocin, funkcjonowanie w mieszkaniach w
których temperatura spadała poniżej zera, brak wody, wielogodzinne stanie w kolejkach za
kromką chleba, do tego ciągły strach przed nalotami.... Życie szarego człowieka
było tragicznym pasmem udręk, które w kilkuset tysiącach przypadków
doprowadziły do śmierci. Po raz kolejny dowiadujemy się o nieudolności władz, o
totalnej korupcji, braku poszanowania ludzkiego życia i obojętności. W czasie,
gdy ludzie konali z głodu na ulicach, przedstawiciele władzy zajadali się
kawiorem. NKWD pomimo rozpaczliwej sytuacji nadal prowadziło standardową
nagonkę na zdrajców i bandytów, czyli zwykłych obywateli, którym wymknęło się
cichaczem w chwili rozpaczy że są głodni i nie ma chleba. Piekło nie może
wyglądać gorzej.
Każdy z nas powinien czasem sięgnąć po tego typu książkę. Żeby docenić to, co mamy i jak nam się żyje.
Autor: ANNA REID
Wydawca: WYDAWNICTWO LITERACKIE
Rok wydania: 2012
Okładka: TWARDA
Wymiary: 165x240 mm
Ilość stron: 632
ISBN: 978-83-08-04729-3
Cena detaliczna: 54,90ZŁ
Autor: ANNA REID
Wydawca: WYDAWNICTWO LITERACKIE
Rok wydania: 2012
Okładka: TWARDA
Wymiary: 165x240 mm
Ilość stron: 632
ISBN: 978-83-08-04729-3
Cena detaliczna: 54,90ZŁ
piątek, 27 grudnia 2013
Nieziemska kolekcja filmowa- klasyka SF za pół ceny
Witajcie
Jeśli są tu amatorzy dobrego kina SF, a do tego kolekcjonują je w formie wydań DVD, to coś dla was. Cała, kompletna kolejca, 22 filmy. Za pół ceny, po szczegóły klikajcie TUTAJ.
Jeśli są tu amatorzy dobrego kina SF, a do tego kolekcjonują je w formie wydań DVD, to coś dla was. Cała, kompletna kolejca, 22 filmy. Za pół ceny, po szczegóły klikajcie TUTAJ.
niedziela, 22 grudnia 2013
#291 WKKM: X-men Niebezpieczni
55. Amatorski kącik recenzenta
Nie
kupowałem serii Astonishing wydawanej przez Muchę z kilku powodów, ale dziś
trzymając kolejny tom przygód mutantów w wykonaniu Whedon’a i Cassaday’a widzę,
że to był błąd.
Cassaday,
odkąd zobaczyłem jego prace bardzo szybko awansował w mojej hierarchii rysowników,
po świetnym kapitanie Ameryce, i jeszcze
lepszym aktualnym tomie wielkiej kolekcji znajduje się w ścisłej czołówce. Podziwiam w nim to, że pomimo
oszczędnej i teoretycznie prostej kreski, tworzy naprawdę wspaniałe kadry,
miejscami wręcz spektakularne. Zdecydowanie najlepiej wychodzą mu twarze
postaci, zwierzęcy Beast także prezentuje się rewelacyjnie. Cassaday’a wspiera
chyba moja ulubiona, i jedna z najlepszych kolorystek jakie widziałem, Laura
Martin. Ich wspólne prace idealnie się uzupełniają, i stanowią dla oka czystą
przyjemność. Podejrzewam, że nawet jeśli ktoś nie czyta komiksów, to jasne,
przejrzyste i wyraziste ilustracje z przyjemnymi dla oka kolorami przypadną mu
do gustu.
Przez fabułę
mknie się z prędkością światła. Scenarzysta daje tyle dialogów, ile trzeba, i ani
grama więcej. Nie ma rozbudowanych narracji, przez co kolejnych plansz nie
zalewa fala tekstu. Sprytnie skomponowana historia, dobrze napisana, z ciekawym
zakończeniem i bardzo ciekawym dylematem, przed którym stają mutanci w stosunku
do pewnych działań, jakich dopuścił się ich ukochany mentor i nauczyciel sprawiają, że nie ma się do czego przyczepić,
a nawet czeka się na więcej. Zostałem zaskoczony tym, czego dopuścił się
Profesor X, i jestem ciekaw, jak też będzie życie mutantów dalej wyglądało.
Jeśli chcecie się dowiedzieć, wiecie co robić.
wtorek, 10 grudnia 2013
#290 WKKM 27: Thor
Sam jestem w szoku, ale powiem krótko: ten komiks naprawdę
mi się podobał!
Dan Jurgens był dla mnie tylko i wyłącznie rysownikiem
Supermana. Nie miałem bladego pojęcia, że gość jest tak płodny i tworzy nie
dość że dużo, to jeszcze do tego zarówno okładki, jak i plansze oraz
scenariusze. Pewnie gdybym dostał taką szansę też byłbym równie pracowity, bo
to po prostu wspaniały sposób na życie.
Jego scenariusz ma cechy, które każdemu miłośnikowi historyjek
obrazkowych powinny przypaść do gustu. Uwaga, miłośników historyjek
obrazkowych, nie poszukiwaczy wyższych poziomów artyzmu. Ci pewnie nic w tym
komiksie nie znajdą, ale tez nie jest to komiks robiony z myślą o nich.
Thor, główna postać
tejże powieści zostaje pokonany przez Niszczyciela, ale oczywiście tak naprawdę
nie umiera, no jakże by mógł. To nam jednak nie przeszkadza, bo tak naprawdę
historyjka napisana jest naprawdę fajnie. Dużo się dzieje, pojawia się cała
gama różnorodnych postaci, a do tego sam pomysł przewodni jest dość
przekonujący i ciekawy. Ja bawiłem się przy lekturze bardzo dobrze, wciągła
mnie i odstawiłem komiks dopiero po dojściu do ostatniej planszy, gdzie
przeżyłem chwile grozy, ale o tym później.
Romita im starszy,
tym lepszy. W przeciwieństwie do komiksu otwierającego Wielką Kolekcję tutaj
jego ilustracje sprawiają znacznie lepsze wrażenie. Faceci są wielcy jak góry,
kiedy się naparzają to prawie czuć falę uderzeniową. Na planszach dzieje się
dużo, sa bajeranckie kadry, na których chce się zostać na chwilę dłużej, jest
różnorodnie, kolorysta bardzo fajnie daje rade, słowem, szata graficzna pomimo
swoich piętnastu lat daje radę i cieszyła moje oko.
Na końcu albumu, o wspomniana grozo, nie ma informacji o
kontynuacji, co mnie bardzo niepokoi, bo przecież tak naprawdę całą opowieść
nie dobiegła do finału. A ja chciałbym
go poznać, bo napięcie zostało nieźle zbudowane i szykuje się ostra zabawa. Polecam, nie powinniście się zawieść.
PS: Niech jakiś bardziej doinformowany zawodnik mnie
pocieszy i powie, że dalsza część tej historii pojawi się na łamach Wielkiej
Kolekcji.
wtorek, 3 grudnia 2013
#289: WKKM26 - Tajne Wojny
53. Amatorski kącik recenzenta
Świat komiksu w stanach był kiedyś znacznie piękniejszy niż
dzisiaj. Milionowe nakłady komiksów,
które dziś czyta się z lekkim uśmieszkiem, i których nikt nie kupiłby gdyby
zostały stworzone właśnie teraz.
Nie wiem, jak to wygląda w rzeczywistości, ale odnoszę
wrażenie, że komiks na całym świecie starzeje się , chociaż powoli, ale cały
czas. Coraz dojrzalsze historie, coraz wymyślniejsze ilustracje, coraz większy
nakład pracy mają dotrzeć do czytelników, którzy od lat „siedzą” w komiksach i
coraz trudniej ich zadowolić. Dlatego komiksy, chociaż coraz lepsze i coraz
piękniejsze trafiają do coraz mniejszej liczby odbiorców.
Autorzy wielkiego wydarzenia, jakim były sekretne wojny byli
wolni od takich problemów. W latach 80’
komiks w Ameryce bujnie kwitnął, co przedstawiają właśnie te proste, zwykłe
cyfry.
Co tu dużo mówić. Czytając tą historię po latach nie mogę
się nią zachwycić, jako porządnym komiksem. Ilustracje są średnie i robione na
szybko, bez jakichkolwiek nawet pojedynczych kadrów, nad którymi chciałbym
zostać chwilę dłużej. Scenariusz jest prosty, toporny i nie wymagający od nas
żadnego myślenia. Wszystkie niuanse, przeżycia i emocje bohaterów mamy podane
wprost na tacy w ich przydługich i oderwanych od rzeczywistości monologach. Próba
budowania klimatu zawodzi na całej linii, a częste wstawki o tym, jak jeden czy
drugi z superherosów tęskni za bliskimi zostawionymi na ziemi powodują we mnie
mdłości. Patrząc na ten komiks z dzisiejszej perspektywy to po prostu mydlana
opera, która w ogóle mnie nie rajcuje.
Można też na ten komiks popatrzeć inaczej. Oderwać się od
rzeczywistości, wrócić do lat dzieciństwa i zachwycać się jego nieskrępowaną
prostotą, przesadnie jaskrawymi kolorami oraz szybko postępującą naprzód akcją.
Jeśli spojrzycie na ten komiks tak, jak patrzyliście na komiksy 15, 20 lat temu
zachwycicie się bogactwem jego postaci i ogromem wymyślonej koncepcji. I ja tak
czytałem ten komiks, uśmiechając się do siebie i wracając do czasów
podstawówki. Wtedy wszystko było prostsze i piękniejsze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)