Jak w tytule. Tomy 1-15, cena wraz z wysyłką 530 PLN. Więcej taka okazja może się nie powtórzyć. Link do aukcji z boczku, traficie :).
Pzdr T.
niedziela, 30 czerwca 2013
czwartek, 27 czerwca 2013
#245 Tomek na wojennej ścieżce
37. Amatorski kącik recenzenta
W trzeciej odsłonie Tomek przemierza pogranicze Meksyku i Stanów zjednoczonych. Indianie wciąż walczą w beznadziejnej wojnie o swoje prawa i swoją wolność, spychani bezlitośnie do rezerwatów przez białego przybysza.
Książka stylem nie różni się od poprzednich. Alfred Szklarski pisze barwnie, przystępnie, zręcznie wplatając ciekawe informacje na temat demograficzne i etnograficzne. Pod względem formy mamy do czynienia po raz trzeci z doskonałym rzemiosłem.
Dość mocno różni się natomiast od swoich poprzedniczek treścią.
Sally została porwana. Nie ma polowań, nie ma przygód na łonie natury, a raczej akcja trochę jak z westernu.
Tomek jest już dojrzałym, młodym mężczyzną. Poprzednie wyprawy uczyniły z niego wytrawnego i rozważnego łowcę i obieżyświata. Skoro bohater dojrzewa, mam wrażenie, że miejscami jego przygody również powinny. Tymczasem Tomek po raz kolejny okazuje się człowiekiem w czepku urodzonym. Zwycięża na rodeo wyścig, pokonując zawodowców najwyższej klasy, zjednuje sobie morderczego wodza Apaczów, prowadzi zwycięzką akcję odbicia swojej przyjaciółki, a do tego zawsze zachowuje się szlachetnie i nie popełnia żadnych moralnych wykroczeń. Człowiek ideał.
Walka białych z Indianami byłą krwawą i niesprawiedliwą wojną. W powieści została przedstawiona w bardzo ogólnych zarysach i wykorzystana tylko jako tło do opowiedzenia dość prostej historii o porwaniu i ratunku. Bezwzględni w walce z białymi Indianie teraz oddają życie dla Sally, której nigdy nie widzieli i która należy do znienawidzonych przez nich najeźdźców.
Piętnaście lat temu na pewno nie zawracałbym sobie głowy takimi szczegółami. Dzisiaj historia wydaje mi się, nawet jak na książkę przygodową dla młodzieży, zbyt idealistyczna.
Książka stylem nie różni się od poprzednich. Alfred Szklarski pisze barwnie, przystępnie, zręcznie wplatając ciekawe informacje na temat demograficzne i etnograficzne. Pod względem formy mamy do czynienia po raz trzeci z doskonałym rzemiosłem.
Dość mocno różni się natomiast od swoich poprzedniczek treścią.
Sally została porwana. Nie ma polowań, nie ma przygód na łonie natury, a raczej akcja trochę jak z westernu.
Tomek jest już dojrzałym, młodym mężczyzną. Poprzednie wyprawy uczyniły z niego wytrawnego i rozważnego łowcę i obieżyświata. Skoro bohater dojrzewa, mam wrażenie, że miejscami jego przygody również powinny. Tymczasem Tomek po raz kolejny okazuje się człowiekiem w czepku urodzonym. Zwycięża na rodeo wyścig, pokonując zawodowców najwyższej klasy, zjednuje sobie morderczego wodza Apaczów, prowadzi zwycięzką akcję odbicia swojej przyjaciółki, a do tego zawsze zachowuje się szlachetnie i nie popełnia żadnych moralnych wykroczeń. Człowiek ideał.
Walka białych z Indianami byłą krwawą i niesprawiedliwą wojną. W powieści została przedstawiona w bardzo ogólnych zarysach i wykorzystana tylko jako tło do opowiedzenia dość prostej historii o porwaniu i ratunku. Bezwzględni w walce z białymi Indianie teraz oddają życie dla Sally, której nigdy nie widzieli i która należy do znienawidzonych przez nich najeźdźców.
Piętnaście lat temu na pewno nie zawracałbym sobie głowy takimi szczegółami. Dzisiaj historia wydaje mi się, nawet jak na książkę przygodową dla młodzieży, zbyt idealistyczna.
Oczywiście nie dajcie się zwieść tym kilku pomrukom niezadowolenia. Tomek a wojennej ścieżce to nadal wspaniała, porywająca lektura, pełna przygód, barwnych opisów i wartkiej akcji. Jestem pewien że jeszcze kiedyś ponownie do niej wrócę.
Autor Alfred Szklarski
Oprawa twarda
Wydawca Muza S.A.
Ilosć stron 254
Wymiary 15,0x21,0
Oprawa twarda
Wydawca Muza S.A.
Ilosć stron 254
Wymiary 15,0x21,0
niedziela, 23 czerwca 2013
#244 Robi
Tak w ramach odpoczynku od bradzo ambitnych projektów, nad którymi pracuje, ale którymi nie mogę się na razie pochwalić. Trening wektorowy po raz drugi.
piątek, 21 czerwca 2013
#243 WKKM: Witaj ponownie Frank, cz.1
36. Amatorski kącik recenzenta
Punisher to jedna z niewielu postaci w
komiksowym uniwersum, która nie posiada żadnej mocy. Jednak nie ta cecha
wyróżnia Franka spośród innych postaci najbardziej. Tą cechą jest jego zdolność
do fizycznego zlikwidowania przeciwników. Jesteś winny? Umierasz. Koniec. Nie
ma filozofii, nie ma dywagacji moralnych na temat tego, że postępując w ten
sposób upodabniamy się do złych ludzi, z którymi walczymy. Frank jest postacią
bliższą sercom normalnych ludzi. On działa, a nie gada.
Garth Ennis i Steve Dillon storzyli komiks mniej więcej o tym. Mało
wywodów, dużo zabijania, dużo akcji. Osobiście nie przeszkadza mi takie
podejście, zawsze uważałem że próby wytłumaczenia przez co poniektóre ikony,
dlaczego nie można zlikwidować swojego przeciwnika są piękne tylko w teorii. Tu
dochodzimy do sedna. Jeśli komiks miał być czystą rozrywką, jak to przedstawia
nam pan prezes w słowie wstępnym, to pomysłodawcy powinni zatrudnić innego
rysownika. Dillon jest delikatnie mówiąc beznadziejny. Jego ilustracje są
proste, mało szczgółowe i mało przekonujące. W komiksie, w którym nacisk
postawiony jest na akcję powinien znaleźć się rysownik, który potrafi tą akcję
w efektowny sposób przedstawić. Dillon nie potrafi. Prostackie samochody,
prostackie lokacje i tandetny sposób rysowania postaci w żaden sposób nie był w
stanie przykuć mojej uwagi[ z tego też powodu nie kupowałem tego komiksu, kiedy
ukazywał się w formie zeszytowej].
Ilustracje są po prostu rażąco słabe.
Genialny Garth również niczym
mnie nie zachwyca. Scenariusz nadaje się w sam raz do produkcji tandetnego
filmu klasy B. Nie ma w nim nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób podnieść wartość
tego komiksu. Co gorsza, sześć zeszytów zebranych w tym tomie to
dopiero, o matko, część pierwsza. Czeka
nas wywalenie w błoto kolejnych 40 PLN, żeby koszmar się skończył.
Mam nadzieję, że kolejna część
przyniesie jakieś błyskotliwe zmiany i odwołam swoje słowa. Mam nadzieję.
Inaczej to będzie jeszcze większy gniot niż Impas. To będzie największy gniot
tej serii, jak na razie.
Zaczynam czuć poważne zniechęcenie.
niedziela, 16 czerwca 2013
#242 How to draw Wolverine: Czyli tutek dla małych i dużych. część II-Kolorwanie.
Witajcie, odpoczęliśmy, jedziemy więc dalej. Prawda
jest taka, że nie cierpię kolorowania. Ale nawet najprościej położony kolor
znacznie zwiększa wrażenia wizualne, więc chcąc nie chcąc czasem trzeba się pomęczyć. Podobnie jak we wszystkim, także na tym
etapie jest mnóstwo technik i szkół. O digital paintingu na jako takim poziomie
nawet nie marzę, dlatego wykorzystując szkic jako bazę wypełniam płaskimi
kolorami powierzchnie obrazka. Zakładałem warstwy dla skóry, spodni, i dodatków [ włosy, oczy. [pazury].
Ważniejsze elementy są. Od razu nakładam na danej
warstwie trochę cieni i rozjaśnień. Stosuję zwykły, okrągły pędzel z ustawieniami
jak w obrazku:
Wersja po nałożeniu cieni i rozjaśnień tym
pędzlem wygląda tak: [barwy i cienie dodaję stosując pędzel, narzędzia
rozjaśnienie używam tylko sporadycznie].
Czas na drobiazgi, robię je zazwyczaj na
jednej, dwóch warstwach. Na koniec pod wszystkimi warstwami zakładam warstwę
tło kolor, na której powstanie sceneria. Na chwilę obecną machnąłem wszystko na
jeden kolor, jeszcze nie byłem pewien jak to powinno wyglądać.
Po dodaniu kilku odcieni i rozświetleniu paru miejsc
narzędziem rozjaśnienie (O)-m.in. karoserii taksówki, oraz tego zielonego
czegoś w rogu zaczynam osiągać jakiś
rezulta, ale to jeszcze nas nie zadowala. Poświęcony czas...10 min. Jeszcze
drugie tyle i będziemy w domu.
Gotowe, używając cały czas tego samego pędzla i bazgrając
trochę tu, trochę tam mamy coś takiego. Niestety, tło jest trochę zbyt puste,
ale przecież od czego są całe szuflady zapakowane zrobionymi ilustracjami?
Oczywiście ja od początku wiedziałem, że tło uzupełnię z wykorzystaniem innej
ilustracji, ale wy możecie dowolnie to wykończyć. Wkleić przerobione zdjęcie,
albo narysować całkiem nowe drugie tło i wkleić je w to istniejące. Wolna wola,
ja wykorzystam stary obrazek. Teraz uwaga. Aby osiągnąć fajne wrażenie głębi, skończcie
wasze drugie tło w oddzielnym pliku. Moje wygląda tak:
Teraz wklejcie w odpowiednie miejsce do obrazka, wejdźcie
do: obrazek-dopasuj-poziomy [Carl+L], tam wejdźcie w opcje i zmieńcie cienie [
kolor czarny] na jasniejszy, np. ciemnoczerwony. Dzięki temu cały wklejony
fragment zmieni odcień, kolor czarny będzie taki, jaki wybierzecie i otrzymamy
efekt takiej rozmytej, wyblakłej barwy, jak obiekty na horyzoncie. Warto
poeksperymentować.
Ogólnie obrazek skończony. Prawie.
Po drodze okazało się, że zamalowałem pazurki Wolviego, ,
ale to nic, szybka kosmetyka załatwiła sprawę. Niestety, na początku drogi nie
miałem żadnej koncepcji kolorystycznej. Prawie nigdy nie mam , po prostu
koloruję i poprawiam, aż mnie efekt zadowoli. W tym przypadku jak zwykle nie
obyło się bez poprawek. Zatem bawiąc się poziomami i natężeniem barw
doprowadziłem do bardziej zadowalającej wersji. Dziękuję za uwagę.
piątek, 14 czerwca 2013
#241 Gehenna ludnośći żydowskiej
„(…) odszukał żydówkę i zastrzelił. Trzymane przez nią na
ręku maleńkie dziecko chwycił za nóżki i
z całej siły uderzył nim o ścianę budynku, zabijając je.”
„Dzieci po użebraniu chleba czy innych artykułów
żywnościowych wracały do getta poprzez szczeliny, zrobione w płocie. Przyłapane
na tym „przestępstwie” przez Niemców były katowane, bite i kopane, a żywność im
odbierano. Widziałem bicie dzieci kolbami karabinów, kopanie ich po twarzach.”
Gehenna ludności żydowskiej to książka zawierająca
dziesiątki podobnych relacji, sprawiających że włos jeży się na głowie. Na
każdej stronie wyziera z niej okrucieństwo, rozpacz, bezsilność, cierpienie.
Książka z założenia miała pokazać, poprzez relacje naocznych
świadków cierpienia, jakie dosięgły ludność żydowską z ręki hitlerowców. A także zadać kłam twierdzeniom, że Polacy nie
pomagali żydom w czasie wojny. Wydana została w 1983 roku i widać w niej echo
tamtych czasów, polityczną poprawność.
Niemniej, bezpośrednie relacje nie zawierają związku z polityką i
skupiają się na opisywaniu kolejnych,
przerażających wydarzeń.
Pozycja jest ciężka w odbiorze ze względu na olbrzymią ilość
nazwisk, nazw miejscowości, kryptonimów i obszernego materiału, jaki został w
niej zawarty. Niewątpliwie autorowi zależało na zamieszczeniu jak największej
liczby relacji od ludzi z różnych warstw społecznych, i to na pewno mu się udało,
ale książka nie zainteresuje raczej nikogo, kto chciałby się zaznajomić z tą
tematyką ze względu na jej sztywny styl.
Ciężko przez nią przebrnąć, a sytuacje bardzo często powtarzają się,
zmieniając tylko nazwy.
Jeżeli uważacie jednak, że jest wam źle, że nie stać was na
nowego laptopa, albo wasz sąsiad jeździ lepszym samochodem, albo macie sto
innych, błahych pomysłów do narzekań, warto czasem spróbować sięgnąć po taką
książkę. Docenicie, w jakich wspaniałych żyjemy czasach, choć nie jest to
bynajmniej zasługa naszego aparatu władzy, który doprowadza kraj do ruiny. Mimo wszystko, cieszę się że nie miałem
okazji zasmakować wojny w jakiejkolwiek postaci. Jej okropieństwa przechodzą
nasze współczesne pojęcie o cierpieniach.
Autor: Eugeniusz Fąfara
wydawnictwo: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
data wydania: 1983 (data przybliżona)
ISBN: 8320534526
liczba stron: 669
data wydania: 1983 (data przybliżona)
ISBN: 8320534526
liczba stron: 669
niedziela, 9 czerwca 2013
#240 WKKKM: Kapitan Ameryka - Zimowy Żołnierz cz.2
34. Amatorski kącik recenzenta
Zagadka Zimowego Żołnierza zostaje rozwiązana.
Niestety, z
przykrością stwierdzam, że jest to zrobione w sposób raczej prostacki i
banalny, do tego pseudonaukowy bełkot mający uzasadnić zmartwychwstanie Jamesa
Buchanana, alias Bucky’ego brzmi raczej mało przekonująco.
Nie zmienia to faktu, że poza tymi drobnymi niedogodnościami
druga część historii jest równie dobra jak pierwsza. A przynajmniej drugi rzut,
bo historia stanowi jedność. To wciąż kawał dobrego komiksu. Steve Epting w
świetnej formie. Jego ilustracje podobają mi się bardzo. Kolory Franka d’Armaty
są bardzo klimatyczne i dalekie od plastikowej tandety, jaka kojarzy się z co
poniektórymi dziełami. Musze przyznać, że to jeden z moich ulubionych
kolorystów i wykonuje kawał doskonałej roboty, co widać po planszach, które
rysują inni rysownicy. Kolor w całym komiksie jest spójny i bardzo podnosi
poziom całości.
Rozdmuchiwana
we wstępie historia zmartwychwstania Bucky’ego jest sprawnie napisana,
aczkolwiek nie robi na mnie takiego wrażenia, jak powinna. Takie odnoszę
wrażenie, ale może to przez fakt, że komiksowe śmierci i zmartwychwstania w
ogóle słabo na mnie działają.
Świetnie
rozwiązana sprawa śmierci Red Skulla zamyka tą obszerną, dobrze narysowaną,
świetnie pokolorowaną historię. Bardzo mocna, świeża pozycja. Oby więcej
takich.
piątek, 7 czerwca 2013
#239 How to draw Wolverine: Czyli tutek dla małych i dużych.
Trzeba zrobić szkic, potem nałożyć tusz, a potem to
pokolorować. Większość tutoriali polega właśnie na tym, że ich autorzy piszą
oczywiste rzeczy i pokazują obrazki, które nie wiadomo skąd się biorą. Ja
najbardziej doceniam tutoriale, w
których autorzy pokazują coś więcej i zdradzają jakimi narzędziami i w jaki
sposób osiągają to, co nam pokazują. Czy skorzystacie z mojego tutka? Oceńcie
sami, zapraszam.
1. Trzeba oczywiście zrobić szkic :) Ja robię go na zużytych
kartkach ksero. Zazwyczaj pracuję najpierw na formacie a4, kiedy osiągnę
zadowalający efekt, działam na formatach a3. Na tym etapie stosuję ołówki
szwedzkiego giganta oraz gumkę Pentela, najlepszą moim zdaniem. Nie zawsze
pierwsza koncepcja okazuje się wykonalna, może brakować nam umiejętności, albo wyobraźni,
albo referencji, nie zrażajmy się. Walczymy aż dojdziemy do zadowalającego
efektu. Nie używam czerwonych ani niebieskich kredek. Do przebijania szkicu używam zazwyczaj okna. Ale skonstruowałem sobie też light box, i jak się w końcu przeprowadzę to się wam nim pochwalę, na razie kurzy się na szafie, bo nie mam miejsca na jego używanie. Na końcowym szkicu
ołówkiem technicznym dopracowuję szczegóły, grubsze linie kreślę nadal sprzętem
szwedzkiego giganta. Ta ilustracja była dość prosta, więc wystarczyły dwa
szkice.
3.
Szkół jest wiele. Jeśli pracujecie na swoim osobistym
skanerze i nie bawicie się z jego
ustawieniami, to proponuję:
-Po zeskanowaniu otwieramy
obrazek w PS. Wchodzimy do: Obraz-dopasowania-poziomy. Wyświetli wam się okno poziomów. W okienku
wpiszcie sobie tak, jak w obrazku, a potem pokombinujcie sami z poszczególnymi
wartościami, dojdźcie do zadowalającego
was efektu i możecie już każdy skan przerabiać w kilka sekund wpisując dobrane
wartości. Niektórzy wolą zmieniać jasność i kontrast, jak kto woli.
4. Jeśli chcecie nakładać tusz przy pomocy piórka i
tabletu, proszę bardzo, Ja nie jestem w stanie, więc na tym etapie mam już
prawie gotowy lineart. Do tuszowania używam rapitografów Rystor, oraz włoskich pisaków Fibracolor 40 gr/sztuka, które kupiłem w hurtowni. W PS wypełniam czernią opuszczone powierzchnie [taniej tak,
niż pisakami ;]. Czyszczę brudy. Robię to na nowej warstwie [ctrl+shift+n],
którązakładam nad naszym rysunkiem. Dzięki temu jak coś pomylę, mogę łatwo to
naprawić.
Ps: Patrząc kilkanaście-kilkadziesiąt razy na ilustrację czasem
zauważycie, że coś jest nie tak z proporcjami, alboczymś innym. Nie bójcie się
tego zmieniać od razu, to jest dobry moment.
W każdym razie, do tej pory powinniście mieć coś takiego.
Przed nami najgorsze, czyli kolorowanie. Ale o tym za tydzień, bo co za dużo, to niezdrowo ;] zapraszam. A osiągniemy coś takiego, więc nie ma się nad czym nawet zastanawiać, tylko trzeba tu zaglądać:
czwartek, 6 czerwca 2013
niedziela, 2 czerwca 2013
#237 Paradoks: Czerwiec ze stali
Moi drodzy, na Paradoksie czerwcowy atak człowieka ze stali. Wśród różnych bajerów, którymi uraczą was redaktorzy znajdziecie także moją skromną graficzkę, którą miałem przyjemność dla nich poczynić i która rozpoczęła akcję. Poniżej małe demo, klikajcie TUTAJ po całość.
Subskrybuj:
Posty (Atom)