niedziela, 31 marca 2013

#221 Wielka Kolekcja Komiksów Marvela 9

Amatorski kącik recenzenta
 29
 Avengers: Disassembled



            Moi drodzy, dzisiejszą relację zacznę od tego, że jeśli macie do wyboru komiks z Hattchette i z Muchy, to bierzcie w ciemno Muchę. Nie wiem, czym to jest spowodowane, nie znam się na sprawach technicznych, ale jakość druku jest o wiele gorsza w komiksach włoskiego wydawcy. Widać to mocno w kolorach, które są jakieś takie brudne i niewyraźne. Zastanawiam się, czy tak samo było w poprzednich komiksach i tylko nie miałem porównania, czy akurat w tym przypadku obniżyli jakość wydania… bo różnica jest bardzo wyraźna.
            Avengers Disassembled to komiks wprowadzający drużynę mścicieli w nową epokę. Tak przynajmniej zapewnia scenarzysta. Na skutek potężnej serii uderzeń grupa zostaje zdewastowana, pobita i w zasadzie się rozpada. O tym ogólnikowo traktuje komiks, więcej przecież nie wypada zdradzać.
            Scenariuszem zajął się Brian m. Bendis, gwiazda dużego formatu. Za ilustracje odpowiadał David Finch, również gwiazda. Kiedy spotykają się dwie gwiazdy, do tego mają potężne zaplecze, przełomowe podejście do tematu i najbardziej zajebistą drużynę superbohaterską, to hicior powinien być murowany…
            Scenariusz Bendisa jest spójny, ciekawy, ale strasznie ckliwy. Za dużo jak dla mnie wzruszająch przemówień i łapiących za serce scenek. Zdecydowanie za dużo. Nie poczułem w kościach dreszczy, przełom mnie nie powalił. Miejscami wręcz rozśmieszał, ale może jestem za stary już na takie komiksy? No bo ilu można oglądać płaczących, niezniszczalnych superfacetów? Jedyną postacią dużego kalibru, jaka zginęła był Hawkeye, z tym, że zrobił to w tak żenująco nieoryginalny sposób… że pominę to milczeniem. To dla mnie za mało jak na ten ciągle przytaczany w opisach „ przełom”.
            Nie wiem, skąd się wziął Finch. Nie znałem wcześniej tego rysownika, nie wiem, gdzie pracował i jak zrobił karierę. Jak na złość w dodatkach nic o nim nie ma, co jest wielkim minusem, bardzo liczyłem na notkę biograficzną, w ogóle tych dodatków jakby coraz mniej…Ogólnie facet rysuje fajnie. Faceci są porządnie napakowani, laski również. Są pozerskie ilustracje, jest sporo czerni….tylko twarze mu nie wychodzą. Jakoś tak rozkład oczu nie bardzo mi pasuje do reszty, w ogóle są miejscami mocno nieproporcjonalne, czasem te twarze jakieś zbyt podłużne, czasem jakieś spłaszczone… i wszyscy robią takie smutne miny. No sory, ale napakowany gość w obcisłych gatkach płaczący i wzruszony do łez na co drugiej stronie to za dużo jak na moje możliwości.
            9 tom WKKM to trykociarstwo pełną gębą. Ale  przedobrzone, przegadane, przekolorowane. Po prostu panowie chyba chcieli za dobrze. A może jestem zbyt mało wrażliwy. W dodatku jest mowa na końcu o The Ultimates, jako alternatywnych Avengers w innej rzeczywistości…. I powiem krótko. The Ultimates Millara i Hitcha [pomijając fakt, że to najlepszy komiks superbohaterski 4ever] to podrasowany Rolce Royse Phantom , a Avengers: Disassembled przy nim to takie bmw serii 7. Z mega spojlerem na bagażniku. Niby wypasione i z najwyższej półki, ale projektant przesadził.
            Gdyby ktoś był zainteresowany zakupem tego komiksu w wydaniu Muchy, cena i stan b.dobre, klikać TUTAJ.
             Ps: nogę Wolverine’a to ja byłem w stanie zrozumieć, ale żeby imię rysownika na okładce źle wpisać…





piątek, 29 marca 2013

#220 Krotos

   Tym razem natchnęły mnie prace Michała Ś., które zdobią portal gadżetomania. Postanowiłem lajtowo podejść do tematu. Oto, co wyszło. W niedzielę kolejna relacja z placu Wielkiej Kolekcji, zapraszam. A jakby ktoś chciał kupić ode mnie Avengers, niech klika w ikonkę z prawej strony bloga.Pzdr.

piątek, 22 marca 2013

#219 Wall Mall Art

    20 000 nagrody, 505 prac. Wygrała szara abstrakcja, która na pewno bardzo upiększy szary bunkier w centrum Krakowa. Zdecydowanie nie znam się na sztuce, mnie podobały się zupełnie inne prace. Poniżej możecie obejrzeć moją, też sobie wystartowałem, a co. Kilka łez i cóż, jedziemy dalej. Może gdzieś kiedyś coś w końcu wygram.


wtorek, 19 marca 2013

#218 Wielka Kolekcja Komiksów Marvela 8

Amatorski kącik recenzenta
28.
Thor: Odrodzenie
            Uwaga, poniżej spojler!!! Nie czytajcie poniższego akapitu, jeśli nie chcecie się dowiedzieć o czym jest komiks.
            Ragnarok nadszedł, świat Thora został zniszczony. Thor umarł, ale tak naprawdę nie umarł i powrócił.  wybudował sobie Asgard na pustyni, obudził swoich koleżków, stoczył pojedynek z Iron Manem i pokazał, kto tu rządzi. A Loki z kolegą w stalowych gadkach uknuł nową intrygę.
            Ekhm... może zacząłem czytać ten komiks ze zbyt dużym zapałem. Przyznaję, że mało u nas Thora, a postać jest fajna i ma potencjał. Byłem napalony na ten komiks. Dużo spodziewałem się także po ilustracjach , dlatego celowo nie sprawdzałem w necie , jak pan Olivier sobie radzi. Okładka zapowiadała przednią zabawę.
            W trakcie lektury mój zapał zaczął systematycznie spadać. Najbardziej w stosunku do fabuły. We wstępniaku pan Lupoi pisze ” Przenosząc jednego z najniezwyklejszych bohaterów Marvela do małego, prowincjonalnego miasteczka położonego na zachodzie Stanów Zjednoczonych scenarzysta odnalazł wyjątkowy sposób, aby uczynić Thora i jego Asgardczyków istotami bardziej ludzkimi.". No cóż, ja nie dopatrzyłem się w tym komiksie nawet namiastki tego uczłowieczniania, co najlepiej obrazuje chyba sympatyczna scena z posterunkowymi...   Najlepsza część komiksu to starcie  pomiędzy Thorem, a Iron Manem. Moc, prostota, i wreszcie wiadomo, kto tu jest kim. Bez zbędnej gadki, bez fajerwerków. Parę stron i poczułem moc Thora aż do szpiku kości. Zdecydowanie rzadko w komiksach mamy do czynienia z tak oczywistymi konfrontacjami, ten rozdział ratuje cały komiks. Nad resztą nie będę się rozpisywał, tyle na temat scenariusza. Leci się przez ten komiks jak gorącym nożem przez masło, a przecież motyw powstania umarłych bogów powinien nas skłonić do jakiejś refleksji...Akurat ten komiks powinien mieć więcej klimatycznych, rozgadanych scenek, a przynajmniej tak mi się zdaje.
            Olivier Coipel rysuje fajnie....ale spodziewałem się czegoś więcej. Kreska, choć charakterystyczna jest bardzo prosta. Muszę przyznać, że Thor wygląda świetnie, ale cała reszta raczej nie powala. Nie mogę o niej nic powiedzieć złego, natomiast dla mnie zbyt blisko jej do komiksów  w stylu SkyDoll. Co prawda Olivier rysuje bardziej realistycznie, ale klimat jest porównywalny. 
            Największe brawa należą się kobiecie wchodzącej w skład zespołu, czyli Laurze Martin. Zachwyciłem się jej stylem kolorowania. Żywe, ale niejaskrawe barwy. Nie używa w nadmiarze lassa, przejścia między odcieniami są bardzo płynne, naturalne. Wyciska tyle z lineartu, że nawet moje obrazki robiłyby wrażenie, gdyby Ona zajęła się kolorami. Fantastyczna sprawa. Po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że nazwiska i postaci kolorystów powinno się w pewnych przypadkach wymieniać jednym tchem wraz ze scenarzystą i rysownikiem. Nie zmienia to faktu, że uproszczona kreska Oliviera i pastelowe kolory Martin jakoś tak nie do końca pasują mi klimatem do tej powieści...
           Ponarzekałem, ale komiks naprawdę mi się podoba, tylko był potencjał żeby podobał mi się jeszcze bardziej. Czwórka z plusem.





poniedziałek, 18 marca 2013

#217 BO dla anonima

 Drogi anonimie, komentujący poprzedniego posta. Poniżej masz porównanie proporcji głowy do reszty ciała [ Objętość głowy na płaskim rysunku? Hm...]  Możesz mi powiedzieć, gdzie doliczyłeś się stosunku 1:5? Ogólnie twój komentarz nie wymagał odpowiedzi, ale z ciekawości musiałem sprawdzić, co z tą głową jest AŻ tak źle, bo zacząłem się zastanawiać czy jestem  tak niezdolny , że nie potrafię nawet w grubym przybliżeniu narysować proporcjonalnie człowieka, ale nie widzę z tą głową większego problemu. Oczywiście jakbyś się chciał czepiać o tą małą przerwę nad czołem naszego bohatera a ramką kwadratu, to stań przed lustrem, odchyl głowę do tyłu i sprawdź, czy przypadkiem jej poziom się nieco nie obniży. W przyszłości jak zamierzasz coś krytykować, to rób to porządnie, zamiast niepotrzebnie robić zamieszanie. Zatem dzięki za dobre chęci.
A tak w ogóle moi drodzy czytelnicy, po krótkiej przerwie jutro wracamy z Wielką Kolekcją, na tapetę pójdzie Thor. Zapraszam serdecznie.



poniedziałek, 11 marca 2013

#215 RCK promo art

    Chłopaki i dziewczyny już prawie kończą. Jeśli jeszcze nie byliście na ich profilu, to może poniższa moja skromna graficzka zachęci was do zapoznania się z tym, co wam oferują. Zapraszam TUTAJ !

sobota, 9 marca 2013

#214 Tomek w Krainie Kangurów


  
Amatorski kącik recenzenta
28.

    Pamiętam, że całą serię przygód Tomka Wilkowskiego dostałem na komunię. Nie byłem jeszcze wtedy tak zaciekłym miłośnikiem czytania, jakim jestem dzisiaj. Z rok upłynął, zanim w ogóle się zabrałem za lekturę. Do tego zacząłem od książki drugiej, czyli Tomka na Czarnym Lądzie. Sporo przypisów zdecydowanie zniechęciło moją dziecięcą głowę na kolejne kilka lat, zatem dopiero pod koniec podstawówki odkryłem tą książkę na nowo i wtedy już pochłonąłem z rumieńcami na twarzy całą serię.
    Postanowiłem sobie odświeżyć przygody młodego Tomka i to był dobry pomysł. Tomek w krainie kangurów jest książką świetną. Nie nachalnie przybliża sporo szczegółów z Australii, z życia jej mieszkańców i ze zwyczajów żyjących tam zwierząt. Do tego akcja powieści dzieje się na samym początku XX wieku, kiedy nie było jeszcze odrzutowców, samochodów terenowych, komórek i Gpsa, zatem podróże wyglądały całkowicie inaczej niż dzisiaj. Z postacią głównego bohatera, który może jest nieco zbyt idealny bardzo przyjemnie się utożsamiać i przeżywać wspaniałe, malownicze przygody. Jednym słowem, pan Alfred Szklarski stworzył niezapomnianą historię, która otwiera chyba najznakomitsza serię przygodową dla młodego czytelnika i nie tylko. Wspaniała sprawa, zachęcam gorąco, a ja już wybieram się do Afryki polować na goryle...
Oprawa: twarda
Ilość stron: 242
Rok wydania: 1993
Wydawnictwo: Muza
Wymiary: 145x205

wtorek, 5 marca 2013

#213 Naruto 58

    Moi drodzy, ponieważ jestem trochę zawalony ostatnimi czasy [ to pewnie taki zryw przed całkowitym zastojem], niestety bynajmniej nie zleceniami graficznymi, tych nie mam w ogóle, to tak na szybko dziś kolejna ilustracja z Naruto, która umożliwiła mi wygranie 58 tomiku. Mała rzecz, a jak cieszy! Swoją drogą, Naruto, daleko jeszcze...

piątek, 1 marca 2013

#212 Wielka Kolekcja Komiksow Marvela 7

Amatorski kącik recenzenta
27.
Niemy Krzyk.
     Sałata marvela nie występowała u nas nazbyt często. Do największych wydarzeń z tym bohaterem doszło na łamach Mega Marvel, Ale o tym później. Pozatym zielony olbrzym utkwił mi w pamięci głównie za sprawą Erika Larsena, który rysował jego gościnne występy na łamach Spidermana, oraz Todd,a McFarlane,a, który rysował go dla tej samej serii, przyznam bez bicia, że jak dla mnie szary Hulk wykonaniu Todda był fenomenalny. Oprócz tego był jeszcze spory występ w jednym z ostatnich Mega Marveli, tym razem w wykonaniu Whilce,a Portacio, całkiem niezły, chociaż nigdy nie przepadałem za tym rysownikiem.
    Niemy Krzyk to historia niepublikowana wcześniej w naszym kraju, a przynajmniej ja o niej nie wiem. Stworzona została na początku lat 90 przez duet :Peter David jako scenarzysta, oraz wschodzącą gwiazdę Dale,a Keown'a jako rysowanika. Do tego trzeba wymienić kolorystę, Glznis Oliver.
     Zaczynając od końca i biorąc na tapetę kolory nasuwa mi się pewien wniosek. W czasach, gdy komiksy Marvela osiągały rekordową popularnośc, koloryści mieli chyba niezłą fuchę. Bo kolory to po prostu płaskie plamy wypełniające kontur. I tyle, zero finezji, zero odcieni, a do tego paleta w przypadku tego komiksu...no cóż. Może było inaczej, i wymagało to ogromnej pracy. A jeśli tak, to nie widać tego kompletnie. Cienizna.
    Scenariusz dotyczy walki szarego, inteligentnego, ale słabszego Hulka z Zieloną wersją, potężniejszą, ale tępą. Walka odbywa się w jaźni Bruce,a i jest motywem przewodnim całej opowieści. A przynajmniej tak mi się wydaje po lekturze. Historia kompletnie nieprzekonująca, słabo napisana i do mnie nieprzemawiająca. Akcja prowadzona bez napięcia, momentami wręcz prostacka.  Spokojnie mógłbym napisać, że po prostu kiczowata. Biorę jednak poprawkę na to, że powstała 20 lat temu i wtedy panowała może nieco inna estetyka. Patrząc na to jednak dzisiaj, jak dla mnie tylko  o stopień wyżej niż cienizna kolorystyczna.
   Na koniec zostawiłem sobie rysownika. Wracam także do wymienionego wcześniej Mega Marvela. W MM Keown był już wyrobionym, dojrzałym twórcą. Jego kreska była świetna, Hulk w jego wykonaniu rewelacyjny. Pamiętam, że zrobił na mnie niemałe wrażenie. W Niemym Krzyku jest na początku swojej kariery. Hulk owszem, wychodzi nieźle, ale cała reszta... no to nie jest poziom, za jaki podziwiam amerykańskie komiksy. Dlatego nawet wschodząca gwiazda nie jest w stanie wybronić tego tytułu.
   Krótko, kolejny przestarzały komiks, nie oferujący żadnej emocji. Słaby fabularnie, średni graficznie. Oby Thor za dwa tygodnie miał więcej do powiedzenia, i oby te stare „arcydzieła” nie zdominowały serii.