Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ironman. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ironman. Pokaż wszystkie posty

piątek, 10 stycznia 2014

#296 WKKM: Demon w Butelce

Amatorski kącik recenzenta





     Przez ostatnie trzydzieści lat świat się bardzo zmienił. Komiks również. A do tego wszystkiego ja sam się dokładnie o tyle zestarzałem.  Pomimo tych wszystkich zmiennych nadal pasjonują mnie komiksy. Demon w butelce nie pasjonował mnie w najmniejszym stopniu.
     Jedynym zaskoczeniem tego komiksu są rysunki. I nie jest to również pozytywne zaskoczenie. Nie są złe, nic nie można im od strony technicznej zarzucić. Jednak dzisiaj wydają się archaiczne, bez dynamiki, bez emocji, po prostu poprawne. Rysownikiem jest nie kto inny, jak zdecydowanie przodujący w wielkiej kolekcji John Romita JR. Gdyby nie  napisali jego nazwiska w stopce, nigdy bym nie uwierzył, że on to narysował. Nie widać najmniejszego śladu jego bardzo charakterystycznej w późniejszych latach kreski. Kompletnie żadnego podobieństwa, przeszukiwałem kadry w poszukiwaniu chociażby jednego charakterystycznego elementu, ale nie znalazłem nic. Godna podziwu transformacja nastąpiła w późniejszych latach u JRJR.
    Scenariusz choruje na tego samego wirusa, na który chorowało większość starych komiksów. Jest mało przekonujący, naiwny, zwroty akcji nie zaskakują, a bohaterowie pomimo prób ich uczłowiecznienia są płascy, bez wyrazu i bez napięcia. Przełomowy temat, jakim było poruszenie alkoholizmu na kartach komiksu [przynajmniej według jak zwykle skromnego i mało pochwalnego słowa wstępnego] kończy się na jednej stronie, gdzie Tony pod wpływem paru zdań swojej przyjaciółki postanawia skończyć z nałogiem. Wzruszyłem się jak nigdy.
   Trzeba chyba podjąć tą trudną, ale konieczną decyzję, i podarować sobie zakup komiksów, które na pierwszy rzut oka nie mogą dziś zachwycać, przynajmniej mnie. Jest tyle świetnych komiksów, że starociom powinniśmy dać  już spokojnie leżakować w archiwach, lub na półkach ludzi którzy z nimi dorastali.Za tą kasę można mieć np kontynuację Thora, którego brzydaki wydali tylko część pierwszą.


poniedziałek, 5 sierpnia 2013

#257 WKKM 18: Pięć Koszmarów


           Nie przepadam za Iron Manem. Nie wiem dlaczego, po prostu nigdy nie darzyłem tej postaci sympatią. Zwłaszcza od czasów, w których różni rysownicy zaczęli wprowadzać coraz to nowe modele jego zbroi, do tego stopnia że w końcu nie wiadomo, jak ta postać ma wyglądać. Ale uprzedzenia na bok, bo oto odznaczona nagrodą Eisnera pozycja Iron Man:Pięć Koszmarów przed nami.
            Pierwsze, na co na pewno zwrócicie uwagę po otwarciu komiksu to szata graficzna. La Rocca ma bardzo przejrzystą, bardzo precyzyjną kreskę. Jego kadry wyglądają tak, jakby 90 % z nich zerżnął ze zdjęć, tudzież filmów lub innych materiałów źródłowych. W scenie rozgrywania partyjki w szachy z Reedem Richardsem aż chce się krzyknąć: Wow! Przecież to młody Brad Pitt, a nie mr. Fantastic! Kreska bardzo przyjemna i na bardzo wysokim poziomie, rysownik gra zdecydowanie w pierwszej lidze, jednak komiks nie wyglądałby nawet w połowie tak imponująco gdyby nie...
...Frank D'Armata. To ten człowiek buduje atmosferę, to ten człowiek wprowadza klimat, to ten człowiek sprawia że postaci wyglądają prawie jak żywe. Przeglądając ilustracje w tym komiksie po raz kolejny należy zdać sobie sprawę z tego, że w dzisiejszym amerykańskim przemyśle komiksowym koloryści [w niektórych przypadkach] zrównali się rangą z rysownikami, a nawet ich przeskoczyli. Jedyną denerwującą rzeczą jest zbyt Duzy rozrzut kontrastów na skórze postaci, bardzo często wyglądają, jakby były spalone na solarce na brąz, albo podmalowane pastami ochronnymi. Poza tym, grafika na najwyższym poziomie.
            Nie będę się rozwodził nad scenarem, bo tekst zrobiłby się nieco zbyt długi. Znowu są terroryści, genialny przeciwnik i dylematy moralne, które pchają Tony’ego naprzód pomimo przeciwności. Sposób napisania scenariusza jest ciekawy, motyw przewodni w postaci pięciu koszmarów Iron Mana fajnie spaja całość, ale znowu ta walka z terroryzmem...
             Komiks zdecydowanie wart polecenia, serce boli tylko fakt, że to kolejny dubel. Ciekawe, czy wydawnictwo  odnotowało mniejszą sprzedaż i zastanowi się poważnie nad tym doborem tytułów. Mam nadzieję.


poniedziałek, 22 lipca 2013

poniedziałek, 27 maja 2013

#235 Gdyby..(cz.3)

   Dzisiaj nie będzie rymowanego błazeństwa. Przed wami gotowa praca, wszelkie uwagi mile widziane.
   Pzdr.

sobota, 18 maja 2013

#233 Gdyby... [cz.2]

...m rysować mógł przez dnie całe, tobym wam pokazał dzieła okazałe,
superherosów w spodenkach obcisłych, w fantastycznych światach, pozach zajebistych,
Gdybym jednak mniej gdybał działał więcej, może inny sens nadałbym tej piosence,
a tak znowu wekend, walki parę godzin, nie zawsze da się hobby z pracą zarobkową zgodzić...

ta, nie wiem, czy widać jakieś postępy, ale pod spodem macie lineart. Oczywiście, gdybyście zauważyli jakieś rażące błędy, będę wdzięczny za ich wskazanie. Sentry znacznie zmienił pozycje, przedtem wyglądał kiepsko i nieproporcjonalnie, ale to zauważyłem dopiero po tym, jak szkic parę dni poleżał na biurku i dojrzał.
wersja kolorowa za tydzień.


poniedziałek, 13 maja 2013

#232 WKKM 12: Avengers: Impas

32. Amatorski kącik recenzenta


         Avengers, same gwiazdy, najpopularniejsze postaci, najbardziej kolorowe i fantastyczne przygody, najlepsi rysownicy, najlepsi scenarzyści, najlepsi koloryści. Opowieści z Mścicielami są tysiące, wśród nich historie przełomowe, piękne, zachwycające.
       Wielka Kolekcja miała nam, czyli czytelnikom przedstawić najlepsze, przełomowe i takie właśnie zachwycające przejawy komiksowej sztuki. W dwunastym tomie WKKM zapoznajemy się z historią zatytułowaną ”Impas”. Thor po zamieszkaniu na ziemi zostaje przez niektórych ludzi okrzyknięty prawdziwym Bogiem, modlą się do niego, wyznają jego kult, powstaje swoista religia. Scenarzysta Geoff  Johns  przenosi opowieść do krainy Slokovii, w której biedni mieszkańcy są uciskani przez bezwzględnego i okrutnego generała Stojkowicza. Jeden z takich podziemnych kościołów [ w Slokovii za wyznawanie kultów religijnych karą jest śmierć] zostaje rozbity, wierni zabici, a wieść o tym dociera aż do komnat Asgardu. Thor, jako żyjący Bóg postanawia działać i przystępuje do rozprawy z reżimem generała . Oczywiście mamy też drugi wątek opowieści, który jakoś nijak nie łączy się z resztą opowieści i został dodany chyba dla wypełnienia przestrzeni.  Walet Kier [ postać znana mi tylko z wyglądu, pojawiła się w jednym z Avengersów wydanych przez muchę]  przesiaduje w specjalnej izolatce, ponieważ grozi mu samodestrukcja, i co zrozumiałe, jest tym lekko sfrustrowany. Więcej wyczytacie w komiksie. Ogólnie rzecz biorąc, nie przemawiają do mnie superbohaterowie, wygłaszający wzniosłe referaty o wolności, równości itp. w fikcyjnych krajach do bółu przypominających kraje byłego bloku sowieckiego. Brakuje im głębi, przedstawienie żołnierzy znęcających się nad wieśniaczką to za mało, żeby zbudować jakikolwiek klimat. Wykorzystywanie  schematycznych symboli totalitarnych reżimów jako tła dla psychologicznych wywodów napakowanych kolesi w kolorowych strojach do mnie nie przemawia. Historia jest napisana nieźle, dialogi są dobre, ale klimat jest mizerny. Może za dużo naczytałem się o okropieństwach wojny i totalitaryzmu i nie przekonuje mnie takie pobieżne załatwienie tematu. Jeśli o drugi wątek chodzi, i wybuchowe problemy Jacka, alias Waleta, sprawa jest dla mnie równie mało przekonująca. Scenariusz nijak mnie nie zachwyca, jest dobrze napisany, ale nie powoduje emocji.
          Za oprawę graficzną odpowiada trzech panów. Niestety, żaden z nich nie wybija się ponad poziom przeciętny. Rysują poprawnie, ale nic ponad to. Kilka kadrów walki Thora z Ironmanem zasługuje na parę  sekund dłuższej kontemplacji, reszta wylatuje z pamięci wraz z przełożeniem kartki. Jestem bardzo rozczarowany. Przeglądając, chociażby pobieżnie flagowe tytuły wydawane za oceanem ma się wrażenie, że pracujący tam rysownicy mają magiczną moc i tworzą takie ilustracje, że człowiek ogląda je z rozdziawionymi ustami zastanawiając się, jak można coś takiego narysować.  Wielka Kolekcja miała zbierać i pokazywać nam tych najlepszych. Po raz kolejny tego nie robi. Minus dla wydawnictwa, które nie napisało za jakie plansze kto odpowiada. Trzeba się domyślać.
      W dodatkach cieniuteńko. Poza wyliczeniem licznych zasług i sukcesów Geoffa dla komiksu nie znajdziemy nic więcej. Żadnej notki o rysownikach, żadnych szkiców koncepcyjnych, żadnych więcej grafik bonusowych. Słabiuchno.
          Po raz kolejny trzeba użyć tego wyświechtanego sformułowania. Komiks jest dobry, miejscami nawet więcej niż dobry, ale… Ale na tle innych przygód mścicieli prezentuje się słabo. Jako samodzielny komiks nigdy nie znalazłby się na mojej półce. Można było spokojnie sięgnąć po coś innego. A tak został przemycony, schowany między lepszymi pozycjami i kupiony, no bo przecież ciężko tak kolekcjonować wyrywkowo, prawda?  Oby tych zapychaczy było jak najmniej, przełomowych i wspaniałych komiksów jest bardzo dużo, i jest z czego wybierać. Spece od marketingu nie powinni jechać tylko i wyłącznie kilkoma postaciami bez przerwy dlatego, że są najpopularniejsze. A jeśli już muszą, niech wybierają tylko te najlepsze dzieła. Moja ekscytacja Kolekcją spadła kolejny raz. 



piątek, 4 stycznia 2013

#195 Wielka kolekcja komiksów Marvela 3


 
Amatorski kącik recenzenta
Niefachowe opinie odbiorcy masowego o wytworach kultury w postaci różnej.
23.
Wielka kolekcja komiksów Marvela #3.

Ilustracje Adi’ego Granov’a mignęły mi do tej pory kilkakrotnie przed oczami, nawet już nie pamiętam w tej chwili gdzie. Wiem, że mi się podobały i to bardzo, ale sądziłem że facet robi same okładki. Wraz z trzecim tomem wielkiej kolekcji mam przyjemność wzbogacić swoją rosnącą stertę makulatury o komiks w pełni zilustrowany przez tego niezwykle utalentowanego rysownika, a nawet ilustratora, ponieważ gość także sam kładzie kolor. Delikatna różnica poziomów między okładkami a planszami komiksowymi jest, ale naprawdę delikatna, tak więc szata graficzna całego komiksu, chociaż ostro korzystająca ze zdjęć i gotowych faktur sprawia niesamowite wrażenie. Jeśli o ilustracje chodzi, komiks jest po prostu piękny.
Muszę przyznać, że również scenarzysta stanął na wysokości zadania. Warren Eblis wprowadził kilka zmian do wielokrotnie już opowiadanej historii z początków powstania Iron Mana, ale zrobił to w sposób na wskroś nowoczesny. Sam motyw przewodni, którym jest Extremis, coś na kształt superserum, który został wykradziony i użyty w niecnych celach może nie jest jakiś nowatorski [jak to nasi fachowcy mawiają: klisza], ale prowadzenie historii i sceny wywiadu oraz odwiedzin starego przyjaciela są bardzo dobre, stawiające pewne zagadnienia w ciekawym świetle.
Podsumowując, najlepsza do tej pory propozycja. Jeśli nie zamierzacie kupować kolekcji wcale, to ten komiks warto kupić dla samego komiksu. Porządna rzecz.