29
Avengers: Disassembled
Moi drodzy, dzisiejszą relację zacznę od tego, że
jeśli macie do wyboru komiks z Hattchette i z Muchy, to bierzcie w ciemno
Muchę. Nie wiem, czym to jest spowodowane, nie znam się na sprawach
technicznych, ale jakość druku jest o wiele gorsza w komiksach włoskiego
wydawcy. Widać to mocno w kolorach, które są jakieś takie brudne i niewyraźne.
Zastanawiam się, czy tak samo było w poprzednich komiksach i tylko nie miałem
porównania, czy akurat w tym przypadku obniżyli jakość wydania… bo różnica jest
bardzo wyraźna.
Avengers
Disassembled to komiks wprowadzający drużynę mścicieli w nową epokę. Tak
przynajmniej zapewnia scenarzysta. Na skutek potężnej serii uderzeń grupa
zostaje zdewastowana, pobita i w zasadzie się rozpada. O tym ogólnikowo
traktuje komiks, więcej przecież nie wypada zdradzać.
Scenariuszem
zajął się Brian m. Bendis, gwiazda dużego formatu. Za ilustracje odpowiadał David
Finch, również gwiazda. Kiedy spotykają się dwie gwiazdy, do tego mają potężne zaplecze,
przełomowe podejście do tematu i najbardziej zajebistą drużynę superbohaterską,
to hicior powinien być murowany…
Scenariusz
Bendisa jest spójny, ciekawy, ale strasznie ckliwy. Za dużo jak dla mnie wzruszająch
przemówień i łapiących za serce scenek. Zdecydowanie za dużo. Nie poczułem w kościach dreszczy, przełom mnie nie powalił.
Miejscami wręcz rozśmieszał, ale może jestem za stary już na takie komiksy? No
bo ilu można oglądać płaczących, niezniszczalnych superfacetów? Jedyną postacią dużego kalibru, jaka
zginęła był Hawkeye, z tym, że zrobił to w tak żenująco nieoryginalny sposób… że pominę to
milczeniem. To dla mnie za mało jak na ten ciągle przytaczany w opisach „ przełom”.
Nie
wiem, skąd się wziął Finch. Nie znałem wcześniej tego rysownika, nie wiem, gdzie
pracował i jak zrobił karierę. Jak na złość w dodatkach nic o nim nie ma, co
jest wielkim minusem, bardzo liczyłem na notkę biograficzną, w ogóle tych
dodatków jakby coraz mniej…Ogólnie facet rysuje fajnie. Faceci są porządnie
napakowani, laski również. Są pozerskie ilustracje, jest sporo czerni….tylko
twarze mu nie wychodzą. Jakoś tak rozkład oczu nie bardzo mi pasuje do reszty, w
ogóle są miejscami mocno nieproporcjonalne, czasem te twarze jakieś zbyt
podłużne, czasem jakieś spłaszczone… i wszyscy robią takie smutne miny. No
sory, ale napakowany gość w obcisłych gatkach płaczący i wzruszony do łez na co
drugiej stronie to za dużo jak na moje możliwości.
9
tom WKKM to trykociarstwo pełną gębą. Ale przedobrzone, przegadane, przekolorowane. Po
prostu panowie chyba chcieli za dobrze. A może jestem zbyt mało wrażliwy. W
dodatku jest mowa na końcu o The Ultimates, jako alternatywnych Avengers w innej rzeczywistości…. I powiem krótko. The
Ultimates Millara i Hitcha [pomijając fakt, że to najlepszy komiks
superbohaterski 4ever] to podrasowany Rolce Royse Phantom , a Avengers:
Disassembled przy nim to takie bmw serii 7. Z mega spojlerem na bagażniku. Niby
wypasione i z najwyższej półki, ale projektant przesadził.
Gdyby ktoś był zainteresowany zakupem tego komiksu w wydaniu Muchy, cena i stan b.dobre, klikać TUTAJ.
Ps: nogę Wolverine’a to ja byłem w stanie zrozumieć, ale żeby imię rysownika na okładce źle wpisać…
Gdyby ktoś był zainteresowany zakupem tego komiksu w wydaniu Muchy, cena i stan b.dobre, klikać TUTAJ.
Ps: nogę Wolverine’a to ja byłem w stanie zrozumieć, ale żeby imię rysownika na okładce źle wpisać…
1 komentarz:
Druk jest lepszy u Hachette, u Muchy wszystko jest takie zbyt przyciemnione. Może trafił ci się jakiś felerny egzemplarz.
Prześlij komentarz