niedziela, 30 marca 2014

#315 Strefa Komiksu - SUPERHERO

Nabór trwa.  Więcej info TUTAJ. A tymczasem poniżej okładka, którą poczyniłem  w kooperacji z Arkiem Hincem. Mam nadzieje, że spodoba się nawet tym wybrednym z was :)

wtorek, 18 marca 2014

#314 Spiderman: Niebieski

    Porządna komiksowa recenzja powinna w sobie zawierać porównanie opisywanego tekstu do czegoś starszego, bardziej znanego, co od razu uświadomi czytelnikowi, z czym ma do czynienia. Tak się przyjęło. Najlepiej, jeśli byłby to komiks. Nasuwa się pytanie, czy dobry komiks wymaga porównywania do czegoś starszego? Czy trzeba pamiętać archiwalne numery, żeby zrozumieć sens czytanego właśnie teraz albumu? Wierzę, że dobry album z zamkniętą historią powinien móc przeczytać ktokolwiek, nawet jeśli nigdy w życiu nie czytał komiksów. Wielka kolekcja komiksów Marvela Hachette ma w założeniu walczyć także o nowych klientów, czyli nieobarczonych nadmiarem wiedzy z superbohaterskiego uniwersum. Chcąc połączyć porównanie do czegoś starszego, z brakiem komiksowego doświadczenia, zaproponowałbym serial Playboya, z dźwięcznie brzmiącym tytułem „Z pamiętnika czerwonego pantofelka”. Ten serial więcej czytelników powinno kojarzyć, a chodziło w nim oczywiście o pokazywanie ładnych pań i panów w różnych scenografiach, bez nadmiernego angażowania się w psychikę tych postaci.

     Skąd wzięło się to, może nieco dziwne na pierwszy rzut oka zestawienie? W „Pamiętniku...” mamy proste historyjki, służące do pokazania nagości. Prawie anonimowe postaci oddają się fantazyjnym wspomnieniom, tudzież marzeniom, wydarzenia między nimi są pozbawione jakiejkolwiek głębi, a dialogi są elementem trzecioplanowym. To tylko pretekst do pokazania scen erotycznych, do pokazania obrazów. "Spider-Man. Niebieski" z założenia miał na nowo opowiedzieć o traumatycznym wydarzeniu z życia Petera Parkera, czyli o śmierci Gwen. Na nowo, czyli zapominamy o tym, co było, i zaczynamy raz jeszcze.

     Komiks skupiający się na relacjach międzyludzkich to komiks trudny. Jest wiele dróg do wprowadzenia czytelnika do świata postaci zapełniających karty komiksu. Jeph Loeb poszedł niestety łatwą drogą. Peter, dorastający młody człowiek wyciąga magnetofon i nagrywa na nim swoje przemyślenia. O uczuciach bohaterów nie dowiadujemy się z rozmów czy wydarzeń, nie z ich działań czy reakcji, lecz z narracji. W zasadzie, nie wiemy nic o tym, co myślą bohaterowie, poza Peterem, który podaje nam swoje uczucia na tacy, to znaczy na taśmie. Dwie kobiety, które zmieniły życie Petera Parkera, w tym komiksie pełnią rolę statystek, które z powodów nieznanych dla niedoświadczonego czytelnika adorują Petera, mając do wyboru przystojnego futbolistę czy spadkobiercę wielkiego majątku. Z komiksu nie dowiemy się, co nimi kierowało i co dostrzegły w Peterze. Sceny przedstawione w komiksie są prawie całkiem pozbawione ładunku emocjonalnego, ponieważ służą tylko jako scenografia do narracji Petera. Ten zabieg właśnie przywołuje w pamięci obraz leżącego na łóżku człowieka, który oddając się wspomnieniom czy fantazjom, widzi oczyma wyobraźni mniej lub bardziej efektowne obrazy. Problem polega na tym, że komiks miał za zadanie skupić się właśnie na emocjach, nie na obrazach.

     Tim Sale wcale nie ratuje sytuacji. Jego ilustracje są proste. Mimika postaci prawie nie istnieje, a co za tym idzie, sceny jeszcze bardziej tracą na emocjach. Przeplatający się przez cały komiks wątek walki pajęczaka z najbardziej znanymi przeciwnikami nie robi w zasadzie żadnego wrażenia, a walki, które mogłyby być efektowne, są przedstawione na kilku prostych kadrach. Mary Jane sprawia wrażenie pustej imprezowiczki, którą tak naprawdę nigdy nie była. A o Gwen nie dowiemy się praktycznie niczego. Nie przeżyłem jej śmierci w tym komiksie. Po prostu o niej przeczytałem.

Ocena: 4/10

Recenzja została napisana dla serwisu AlejaKomiksu.com i tam pierwotnie opublikowana.


piątek, 14 marca 2014

#313 Supek

Nie wiem, czemu ciągle wracam do tej postaci. Troszkę zapracowany jestem, więc dziś po prostu graficzka, którą gdzieś tam niedawno dla relaksu pykłem.


piątek, 7 marca 2014

#312 Rakieta Archimedesa - komiks na konkurs im. Christy

          Rakieta Archimedesa to prolog do znacznie bogatszej opowieści, którą chciałbym kiedyś narysować. Stworzyłem ją wraz z Arkiem na konkurs. Cóż, nie udało się. Mimo wszystko, zamierzamy przygotować  więcej materiału, i poszukamy chętnych do publikacji.  Zrobię tylko nieco krótsze dialogi, tak dobrze się bawiłem przy ich pisaniu, że trochę mnie poniosło :)
.

czwartek, 6 marca 2014

#311 Równy Komiks - ogólnopolska kampania na rzecz równego dostępu do zatrudnienia

      Z radością zapraszam was do zapoznania się z komiksem, który wykonałem do projektu wymienionego w tytule. Po prawej stronie bloga w pasku macie logo, po kliknięciu w owo logo znajdziecie się na stronie projektu. Zapoznajcie się z nim, poczytajcie sobie, dołączcie na FB jeśli macie takie życzenie. Z przyjemnością wysłucham opinii na temat komiksu, jeśli ktoś chciałby się takową podzielić. Jeszcze wrócę do tego tematu, od strony rysowniczej, dziś tylko to małe zaproszenie, z racji faktu, że projekt oficjalnie ruszył z kampanią informacyjną. Leniwi niech klikają TUTAJ :) .

wtorek, 4 marca 2014

#310 Liga Sprawiedliwości 1 - Początek

60. Amatorski kącik recenzenta



    Przeglądając recenzje komiksu Liga Sprawiedliwości #1 można odnieść wrażenie, że komiks jest nieudany i czytelnicy będą nim zawiedzeni. Cóż, nie mogę się zgodzić z tym faktem. Czytelnicy, którzy od dwudziestu lat czytają komiksy i szukają nowych doznań, całkiem możliwe. Jeśli szukamy w komiksach objawienia, nie znajdziemy go tutaj. Czytelnicy nowi, którzy rozpoczynają swoją przygodę uniwersum DC i z komiksami superhero w ogóle, niczym nie powinni być rozczarowani. A ten komiks jest skierowany przede wszystkim do nich.
    Fabuła jest prosta i według mnie to jest dobra decyzja. Mam wrażenie, ze szczątkowych informacji, jakie czasem przeczytam na polskich portalach, że DC próbuje w nieco większym stopniu, niż Marvel, zdobyć nowego, młodego czytelnika. Dla takiego czytelnika, i potencjalnego wieloletniego klienta komiks duetu Jones/Lee jest idealnym punktem startowym. Pojawia się zagrożenie w postaci Darkseida, zbiera się drużyna najbardziej znanych postaci[ kim jest cyborg i skąd się wziął, nie mam pojęcia, ale to chyba jest tu tak samo konieczny, jak Cage w New Avengers] i wszyscy razem wychodzą na parkiet, żeby wykonać swój wspaniały taniec. Czyż nie to samo działo się w New Avengers, kiedy Electro uwalnia łotrów z paki? Różnica polegała na tym, że tam wszystko było otoczone jakąś pseudo intrygą, bohaterowie prowadzili płaczliwe dysputy, próbując przekonać siebie i czytelnika, po co w ogóle taka  śmieszna zbieranina musi działać. Tutaj nie ma otoczki nadającej komiksowi pozory dorosłości, drugiej głębi, jakiegoś ważnego przesłania. Jest zły gość, któremu trzeba nakopać. Od dekad na tym opierają się komiksy, tutaj po prostu podano to w odświeżonej wersji. Mnie pasuje.
     Jim Lee, którego znają chyba wszyscy miłośnicy komiksów, dotarł już dawno temu do granic swoich możliwości. Albo po prostu nie chce zmieniać i ewoluować swojego stylu. Jego ilustracje są takie same od lat, od lat mają te same dobre i złe strony. Oprawa wizualna oczywiście olśniewa, typowo amerykański, komputerowy kolor, pakerskie pozy, wielkie kadry, widowisko pełną parą. Dziś przeszkadza trochę fakt, że wszystkie postaci u Jima są jednakowe, i to dosłownie, te same twarze u facetów, te same twarze u kobiet, wszyscy jednakowo perfekcyjnie zbudowani. Jeszcze gorzej z faktem ich młodości. Poza paroma kadrami większość wygląda tak samo, jak w innych „dorosłych” komiksach. Oj, panie Jim, nie spodziewałem się czegoś takiego po panu, moim idolu. Postaci drugoplanowe czasem próbują wyglądać inaczej, ale to tylko drobna kosmetyka.  Nie mniej, w komiksie takim jak liga sprawiedliwość, gdzie najważniejsze są kostiumy, pozy i nawalanka, prace Jima wyglądają rewelacyjnie i nikt nie powinien być zawiedziony. Ja nie byłem.
      Komiku nie polecam tylko czytelnikom, którzy nie lubią tego gatunku. Cała reszta nie uprzedzona może spokojnie po tytuł sięgać i dobrze się bawić. Na koniec mała moja dygresja. Znacznie bardziej wolałbym ten album w miękkiej okładce i tańszy o 10 PLN.  


niedziela, 2 marca 2014

#309 Nie istnieją granice ludzkiego okrucieństwa

     Odwiedziłem dziś KL Auschwitz-Birkenau. Każdy powinien to zrobić. Nie chodzi mi o wycieczkę w czasach podstawówki, kiedy człowiek bardziej się skupia na durnych dowcipach i próbach zaimponowania koleżankom. Każdy powinien to zrobić, kiedy dojdzie do wniosku, że dojrzał do tego. Nie da się pewnych rzeczy opisać, nawet patrzenie na nie nie przybliża nas do stanu tego, co ludzie wtedy w obozie, ale i nadal muszą znosić z rąk innego człowieka. Nie da się tego pojąć. Ja w każdym razie nie potrafię.