wtorek, 18 marca 2014

#314 Spiderman: Niebieski

    Porządna komiksowa recenzja powinna w sobie zawierać porównanie opisywanego tekstu do czegoś starszego, bardziej znanego, co od razu uświadomi czytelnikowi, z czym ma do czynienia. Tak się przyjęło. Najlepiej, jeśli byłby to komiks. Nasuwa się pytanie, czy dobry komiks wymaga porównywania do czegoś starszego? Czy trzeba pamiętać archiwalne numery, żeby zrozumieć sens czytanego właśnie teraz albumu? Wierzę, że dobry album z zamkniętą historią powinien móc przeczytać ktokolwiek, nawet jeśli nigdy w życiu nie czytał komiksów. Wielka kolekcja komiksów Marvela Hachette ma w założeniu walczyć także o nowych klientów, czyli nieobarczonych nadmiarem wiedzy z superbohaterskiego uniwersum. Chcąc połączyć porównanie do czegoś starszego, z brakiem komiksowego doświadczenia, zaproponowałbym serial Playboya, z dźwięcznie brzmiącym tytułem „Z pamiętnika czerwonego pantofelka”. Ten serial więcej czytelników powinno kojarzyć, a chodziło w nim oczywiście o pokazywanie ładnych pań i panów w różnych scenografiach, bez nadmiernego angażowania się w psychikę tych postaci.

     Skąd wzięło się to, może nieco dziwne na pierwszy rzut oka zestawienie? W „Pamiętniku...” mamy proste historyjki, służące do pokazania nagości. Prawie anonimowe postaci oddają się fantazyjnym wspomnieniom, tudzież marzeniom, wydarzenia między nimi są pozbawione jakiejkolwiek głębi, a dialogi są elementem trzecioplanowym. To tylko pretekst do pokazania scen erotycznych, do pokazania obrazów. "Spider-Man. Niebieski" z założenia miał na nowo opowiedzieć o traumatycznym wydarzeniu z życia Petera Parkera, czyli o śmierci Gwen. Na nowo, czyli zapominamy o tym, co było, i zaczynamy raz jeszcze.

     Komiks skupiający się na relacjach międzyludzkich to komiks trudny. Jest wiele dróg do wprowadzenia czytelnika do świata postaci zapełniających karty komiksu. Jeph Loeb poszedł niestety łatwą drogą. Peter, dorastający młody człowiek wyciąga magnetofon i nagrywa na nim swoje przemyślenia. O uczuciach bohaterów nie dowiadujemy się z rozmów czy wydarzeń, nie z ich działań czy reakcji, lecz z narracji. W zasadzie, nie wiemy nic o tym, co myślą bohaterowie, poza Peterem, który podaje nam swoje uczucia na tacy, to znaczy na taśmie. Dwie kobiety, które zmieniły życie Petera Parkera, w tym komiksie pełnią rolę statystek, które z powodów nieznanych dla niedoświadczonego czytelnika adorują Petera, mając do wyboru przystojnego futbolistę czy spadkobiercę wielkiego majątku. Z komiksu nie dowiemy się, co nimi kierowało i co dostrzegły w Peterze. Sceny przedstawione w komiksie są prawie całkiem pozbawione ładunku emocjonalnego, ponieważ służą tylko jako scenografia do narracji Petera. Ten zabieg właśnie przywołuje w pamięci obraz leżącego na łóżku człowieka, który oddając się wspomnieniom czy fantazjom, widzi oczyma wyobraźni mniej lub bardziej efektowne obrazy. Problem polega na tym, że komiks miał za zadanie skupić się właśnie na emocjach, nie na obrazach.

     Tim Sale wcale nie ratuje sytuacji. Jego ilustracje są proste. Mimika postaci prawie nie istnieje, a co za tym idzie, sceny jeszcze bardziej tracą na emocjach. Przeplatający się przez cały komiks wątek walki pajęczaka z najbardziej znanymi przeciwnikami nie robi w zasadzie żadnego wrażenia, a walki, które mogłyby być efektowne, są przedstawione na kilku prostych kadrach. Mary Jane sprawia wrażenie pustej imprezowiczki, którą tak naprawdę nigdy nie była. A o Gwen nie dowiemy się praktycznie niczego. Nie przeżyłem jej śmierci w tym komiksie. Po prostu o niej przeczytałem.

Ocena: 4/10

Recenzja została napisana dla serwisu AlejaKomiksu.com i tam pierwotnie opublikowana.


12 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Czytając Twoje przemyślenia (sorki, ale to nie jest recenzja) po raz kolejny odnoszę wrażenie, że bardzo płytko podchodzisz do tematu rysunku i rysowników w komiksach ( już samo używanie słowa ilustracja o tm świadczy, ilustracja w komiksie czasami bywają okładki, ale i to rzadko). Nie będę się kłócić z odbiorem, bo każdemu podchodzi coś innego, ale zdecydowanie mylisz pojęcia styl i storytelling. Rysownik komiksów nie musi być Leonardem daVinci jeśli chodzi o umiejętności. On za zadanie ma przedstawić historię w jak najlepszy sposób. Poprzez kompozycję, układ kadrów czy sam dobór scen. Zanalizuj tzw. przepływ scen, z kadru na kadr, co jest jak zakomponowane. Co idzie zgodnie z kierunkiem czytania, co przystawia i dlaczego, skąd się wziął taki, a nie inny układ kadrów i jak się ma do sceny, którą przedstawia. dopiero po czymś takim jesteś w stanie poznać klasę komiksarza, a nie po tym jak realistycznie rysuje oczy czy kopniaki. Zresztą w przypadku Sale'a uproszczenia wynikają z wiedzy i świadomej decyzji, a nie ich braku.
Jak znacznie analizować komiksy ten sposób, gwarantuję, że i Twoje zyskają, bo jak na razie storytelling to jeden ze słabszych punktów w Twoich komiksach.

Tomek pisze...

Czym w takim razie jest recenzja, drogi anonimie, naprawdę chętnie się dowiem ?Dziękuję za dogłebną analizę. Problem polega na tym, że nie zamierzam do tematu rysunków i rysowników podchodzić głęboko. Nie będę analizował kadrów po kolei, sięgał do jego starszych dokonać, czytał jego wywiadów i z nich wnioskował o wielkości . Tłumaczenie, że uproszczenia wynikają ze świadomych decyzji również do mnie nie trafiają. A skąd to wiesz? Może facetowi się po prostu nie chciało? Rozmawiałeś z nim? Takie tłumaczenie jest zawsze dobre. Jakby to był pierwszy komiks tego gościa, raczej nikt nie brałby takiego tłumaczenia pod uwagę. Ja się nad komiksem nie doktoryzuję. Kupuję kontretny produkt, wykonany przez zawodowców, którzy tworzą dla amatorów. Wszystko, co mają do pokazania i powiedzenia powinno być widoczne bez dogłebnego doktoryzowania się nad danym tytułem. Wychodzę z założenia, że kolekcja ma trafiać do nowych czytelników, a oni na pewno nie będą analizować kadrów. Będą czytać komiks. Mieszanie moich komiksów z faktem, że piszę o innych nie bardzo ma tu związek. Nie powinienem pisać o komiksach, bo sam robić ich nie umiem, czyż tak?

Rodzyn pisze...

Smutne jest, że nie potrafisz umiejętnie przeanalizować tego komiksu i spłycasz jego treść porównując do jakichś filmików Playboya. Nie zgodzę się z twierdzeniem, że utwór ten jest pozbawiony emocji. Jeżeli nie potrafisz ich wyczuć w tym komiksie, to chyba nie jest on, niestety, dla Ciebie. Dziwi mnie również twoja krytyka wybranej przez Loeba formy narracji, bo użycie dyktafonu jest logicznym wyborem. Peter próbuje poradzić sobie ze stratą i to głownie jego emocje scenarzysta chciał ukazać. Natomiast rysunki Sale'a mogą Ci się nie podobać, ale niczego im nie brakuje i świetnie współgrają z treścią.

Tomek pisze...

Smutne jest to, że na świecie dzieci głodują, podczas gdy inne wyrzucają jedzenie na śmietnik. Natomiast moje porównanie jest w recenzji logicznie uzasadnione i nie widzę w nim nic smutnego. Widocznie komiks nie jest dla mnie,czyli przeciętnego czytelnika,za jakiego się uważam, tylko dla wyrobionego, wysublimowanego, nadwrażliwego i obeznanego z całym dorobkiem komiksowym analityka. A to znaczy, że na pewno nie powinien się znaleźć w Wielkiej Kolekcji, w której mają być zajebiste komiksy dla każdego, zwłaszcza dla ludzi na komiksach się nie znających. Nie wiem, co w tym komiksie może wzruszać, chyba wielki nos Harry'ego, albo goryle ręce niektórych postaci. W ten sposób dochodzimy do ILUSTRACJI, które mogą sobie świetnie współgrać z treścią, i czego jakoś specjalnie nie negowałem, ale co wcale nie znaczy, że mam się nimi zachwycać, skoro nie ma się czym zachwycać, ale to kwestia gustu i raczej nie ma tu o czym dyskutować. Świetnie, że wam się komiks podobał. Mnie się nie podobał i nic tego nie zmieni.

Rodzyn pisze...

Nikt nigdy nie twierdził, że komiks ten jest dla wyrobiongo, wysublimowanego, nadwrażliwego i obeznanego z całym dorobkiem komiksowym analityka. Sam nim nie jestem, a mimo to "Blue" mi się podobał. Uważam, że ten twój "przeciętny czytelnik" dostrzeże w tym komiksie emocje, których ty nie dostrzegasz. I "Blue" powinien się znaleźć w WKKM, tak jak się stało, bo to dobry komiks jest i "przeciętny czytelnik" go doceni. Porównanie do filmików Playboya wciąż uważam za nietrafione, nawet jeżeli to uzasadniłeś.

Tomek pisze...

Cóż, ja uważam za bardzo trafione, widocznie nie jestem przeciętnym czytelnikiem, były i będą lepsze komiksy od tego, i to wszystko, cieszę się, że innym komiks się podoba, w przyszłości może nastąpić całkiem odwrotna sytuacja :) Zatem zapraszam do lektury kolejnych tekstów, pzdr T.

robert pisze...

Bzdury, jeden z najfajniejszych komiksów jakie zostały wydane w serii. Wstyd panie Tomku, zajmuje się pan profesjonalnie komiksem i nie potrafi pan dobrego rozpoznać.

Tomek pisze...

To jakiś spisek? Bo bardzo mi się podoba, byłby jeszcze lepszy, gdybyście drodzy panowie podali jakieś argumenty. Kto wie, może dostrzegłbym jakąś głębię w tym komiksie. A na chwilę obecną to dla mnie jeden ze średnichh komiksów serii, już o nim zapomniałem i kończę się pastwić nad She-Hulk, wkrótce tekst, zapraszam :)

KamilCzytaKomiksy pisze...

Cóż, też się zupełnie z Twoją oceną nie zgadzam. A argumenty podaję tu:

http://kamilczytakomiksy.blogspot.com/2014/03/spider-man-niebieski.html

robert pisze...

Argumenty? Proszę bardzo.Rysunki są naprawdę oryginalne (wydaje się, że Gwen Stacy jest robiona na atrakcyjniejszą niż MJ) i przyjemnie odmiennie wyglądają na tle tych trzepanych z jednej matrycy w około-avengersowych komiksach. A sama historyjka choć prosta, wprost chwyta za serce. I to jest opinia, przeciętnego czytelnika.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Tomek, ja czytam wszystkie twoje recki WKKM, cenię twoje zdanie i pewnie cię to zaskoczy ale jeśli o mainstream chodzi to mamy podobny gust... problem w tym że "Blue" prawdopodobnie tylko udaje komiks głównego nurtu. Ja jestem w nim totalnie zakochany.

Swoją reckę puszczę pewnie jutro.

pzdr



Tomek pisze...

Z chęcią przeczytam, możliwe, że jestem zbyt mało subtelny, żeby ten komiks docenić. Ale po tych wszystkich komentarzam sięgnąłem po niego raz jeszcze, i mimo wszystko, nie przekonałem się do niego. Ale do dziś nie jestem przekonany do wielu wielkich dzieł, nie miejscie mi tego za złe drodzy czytelnicy i przypadkowi bywalcy :)