Trzy setny post, trzy lata blogowania. Startując obawiałem
się, że nie będę miał o czym pisać, tak naprawdę pisać było i jest o czym,
tylko coraz mniej czasu i chęci na pisanie, skoro można rysować komiksy i czytać
książki...
Ale do rzeczy, bo czasu mało, a materiału sporo. Bloga, za
namową wtedy jeszcze mojej „dziewczyny”, dzisiaj już żony założyłem i to była
dobra decyzja. Miał on służyć przede wszystkim wypromowaniu Kamienia
Przeznaczenia i spełnił swoją rolę. Tak naprawdę rok 2011 oraz 2012 zeszły w
większości na rysowaniu, kolorowaniu, wydawaniu i promowaniu tego tytułu,
dlatego nie będę się wgłębiał w drobnicę, którą robiłem w międzyczasie.
Powstały 4 części, w sumie przeszło 200 stron komiksu w
niecałe dwa lata, więc wynik chyba niezły. Zaznaczam, że jestem przykładnym
obywatelem pracującym w prywatnej firmie nie związanej z rysunkiem, wszystko o
czym będzie mowa robię po godzinach. To informacja dla tych, którzy zastanawiają się, czy poświęcają dużo na swoje hobby. Czytajcie i sami oceńcie.
Tom pierwszy miał nakład 300 sztuk, sprzedało się prawie
200, około 40 poszło na promocje, recenzje, znajomym, itd., itp. Wynik bardzo zadowalający, przynajmniej mnie,
jako że komiks miał bardzo dużo braków, i mogło być gorzej. Tymczasem poniesione
koszty w zasadzie się zwróciły, mogłem działać dalej.
W część drugą włożyłem najwięcej wysiłku jeśli o stronę
graficzną idzie. Komiks w pełni kolorowy, chociaż krótszy. Dołożyłem płytę,
zmniejszyłem nakład, i to była dobra decyzja. Na chwilę obecną komiksu już nie
ma w obrocie, co gorsza nie posiadam własnego egzemplarza i nie wiem, jak to
się stało. Będę go musiał gdzieś sobie kupić ;].
Nakład: 200,
sprzedanych 150, reszta poszła na promocje i gdzieś się rozeszła, u mnie ich nie ma. Na tym komiksie nawet zarobiłem na dwie, albo i trzy skrzynki mojego ulubionego napoju,
i to był niewątpliwy sukces.
Część trzecia miała być najbardziej dynamiczna. Prąc jednak naprzód skróciłem sceny, skróciłem pościg, wyrzuciłem sekwencje walki, i
wyszło jak wyszło. Recenzenci stracili cierpliwość i komiks ogólnie został
przyjęty chłodno. Zasłużył na to.
Nakład 150, sprzedanych koło 120, w domu zostało mi ze 20, już
nie rozdawałem na lewo i prawo, nie było sensu. Ci, którzy chcieli komiks
przeczytać wydali te 15 PLN, więc szał promocyjny zakończyłem na tomie drugim.
Tom 4, trochę na szybko, kolor skończyłem w połowie, bo szkoda było
mojego nadwyrężonego kręgosłupa. W tekście błędy z pośpiechu, ogólnie rzecz
biorąc dojrzałem do tego, żeby stwierdzić, że zmarnowałem nieco dobrą historię,
bo do dziś uważam, że historia i pomysł były dobre i całkiem oryginalne, tylko
źle poprowadzone i rozwiązane za pomocą może zbyt tanich chwytów. Brakło pomocy
ze strony doświadczonego scenarzysty, której w mrocznych początkach szukałem bezskutecznie :)
Brakło mi do tej części serca, i to było widać.
Nakład i sprzedaż jak przy tomie 3.
W ten sposób mamy praktycznie koniec 2012 roku. Dwa lata
działalności, 4 albumy. Sam narysowałem, napisałem, zająłem się drukarnią,
promocją, dotarciem do recenzentów, zaproszeniem licznych gości [ którym bardzo
dziękuję za pozytywną odpowiedź].
Wysłałem przez ten czas koło 1000 maili, wiem, bo skrzynkę na gmailu też założyłem w tym samym czasie, co bloga. Przygotowanie planszy w zależności od zawartości zajmowało mi około
6-12 godzin, wraz z szukaniem zdjęć, i całą resztą
niezbędnych czynności. Dlatego mimo wszystko pokuśmy się o odrobinę matematyki w
wielkim przybliżeniu.
220 stron * 8 godzin =1760 godzin na narysowanie .
1000 maili * 5 minut [ staram się szybko pisać :)] =
5000/60= 83 godziny
Dokładając czas spędzony na stoiskach w Warszawie i Łodzi,
czas spędzony na pisaniu postów promujących, można przyjąć spokojnie 2000
godzin pracy. 1000 godzin rocznie, 80 godzin miesięcznie, 3 godzinny dziennie.
Gdybym z taką wytrwałością trenował Hapkido, zmiażdżyłbym nawet Bruce’a Lee :)
Gdybym z taką wytrwałością trenował Hapkido, zmiażdżyłbym nawet Bruce’a Lee :)
Po czwartym tomie trochę się wypaliłem. To była połowa roku 2012, wtedy zakończyłem większość prac. Blog jest o parę miesięcy opóźniony, z reguły najpierw rysuję, potem to pokazuję, nie odwrotnie jak to często bywa wśród autorów. Postanowiłem spróbować odpocząć i zając się
czymś innym. Trafiła się okazja, zanosiło się na prawdziwy przełom... c.d.n.
3 komentarze:
Do przodu Tomku, trzymam kciuki za przyszłe projekty! I jakbyś jeszcze kiedyś potrzebował kogoś do pomocy/doszlifowania scenariusza to dawaj znać, może uda się pomóc :)
Dzięki, z tego co wiem, nie przepadasz za mrocznymi, ciężkimi klimatami, a ja myślę głównie o takich projektach, ale spoko, będę o tym pamiętał ;]
a
Prześlij komentarz