Przez ostatnie trzydzieści lat świat się bardzo zmienił.
Komiks również. A do tego wszystkiego ja sam się dokładnie o tyle zestarzałem. Pomimo tych wszystkich zmiennych nadal
pasjonują mnie komiksy. Demon w butelce nie pasjonował
mnie w najmniejszym stopniu.
Jedynym zaskoczeniem tego komiksu są rysunki. I nie jest to
również pozytywne zaskoczenie. Nie są złe, nic nie można im od strony
technicznej zarzucić. Jednak dzisiaj wydają się archaiczne, bez dynamiki, bez
emocji, po prostu poprawne. Rysownikiem jest nie kto inny, jak zdecydowanie
przodujący w wielkiej kolekcji John Romita JR. Gdyby nie napisali jego nazwiska w stopce, nigdy bym
nie uwierzył, że on to narysował. Nie widać najmniejszego śladu jego bardzo
charakterystycznej w późniejszych latach kreski. Kompletnie żadnego
podobieństwa, przeszukiwałem kadry w poszukiwaniu chociażby jednego
charakterystycznego elementu, ale nie znalazłem nic. Godna podziwu
transformacja nastąpiła w późniejszych latach u JRJR.
Scenariusz choruje
na tego samego wirusa, na który chorowało większość starych komiksów. Jest mało
przekonujący, naiwny, zwroty akcji nie zaskakują, a bohaterowie pomimo prób ich
uczłowiecznienia są płascy, bez wyrazu i bez napięcia. Przełomowy temat, jakim
było poruszenie alkoholizmu na kartach komiksu [przynajmniej według jak zwykle
skromnego i mało pochwalnego słowa wstępnego] kończy się na jednej stronie, gdzie
Tony pod wpływem paru zdań swojej przyjaciółki postanawia skończyć z nałogiem.
Wzruszyłem się jak nigdy.
Trzeba chyba podjąć
tą trudną, ale konieczną decyzję, i podarować sobie zakup komiksów, które na
pierwszy rzut oka nie mogą dziś zachwycać, przynajmniej mnie. Jest tyle
świetnych komiksów, że starociom powinniśmy dać już spokojnie leżakować w archiwach, lub na półkach
ludzi którzy z nimi dorastali.Za tą kasę można mieć np kontynuację Thora, którego brzydaki wydali tylko część pierwszą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz