46. Amatorski kącik recenzenta
Rzadko pojawiają się filmy, na które mam ochotę iść do kina.
A to dlatego, że świat w
poszukiwaniu coraz bardziej wysublimowanej rozrywki
produkuje tyle natchnionej papki
i gówna, że zwyczajnie mnie ono nie interesuje. Jestem
miłośnikiem filmów Rambo i
Terminator. Riddick zdecydowanie dołączył do tego zacnego
grona.
Jeśli chodzicie do
kina tak często jak ja, czyli raz, dwa razy do roku na pewno czujecie tę
przyjemną ekscytację, gdy gasną światła. Czy będzie dobry?
Czy spełni moje oczekiwania?
Nie będę trzymał was w niepewności. Trzecia odsłona przygód
Riddicka jest warta tych
16 PLNów. Zdecydowany powrót do korzeni. Fabuła, jeśli ktoś
jest bardzo czepialski dość
podobna do pierwszej części. Ale to nie przeszkadza. Mamy
dużo akcji, dużo rozwałki,
a co najważniejsze i co mnie najbardziej urzekło, doskonale
kozackie dialogi. Naprawdę
rzadko mi się podobają wypowiedzi bohaterów występujących w
filmach. Są często sztuczne,
przesadzone, albo jakieś takie, nijakie. Tutaj mamy samo
zajebiście soczyste mięcho, a postać
najemnika Santany to wręcz wirtuozeria.
Film ma tylko dwa minusy. Te dwa minusy to sytuacje, w
których Riddick na głowę bije
Johna Rambo, który prochem z pocisku karabinowego przepala
sobie ranę w boku dla jej
oczyszczenia. Scenarzysta poszedł odrobinę za daleko w
kreowaniu twardości Riddicka,
który po tych dwóch akcjach stracił w moich oczach dość
mocno na wiarygodności. Ale jeśli
pominiemy te dwa krótkie wątki, film był świetny. Czekam na
kolejne odsłony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz