Avengers, same gwiazdy,
najpopularniejsze postaci, najbardziej kolorowe i fantastyczne przygody,
najlepsi rysownicy, najlepsi scenarzyści, najlepsi koloryści. Opowieści z
Mścicielami są tysiące, wśród nich historie przełomowe, piękne, zachwycające.
Wielka Kolekcja miała nam, czyli czytelnikom przedstawić najlepsze,
przełomowe i takie właśnie zachwycające przejawy komiksowej sztuki. W dwunastym
tomie WKKM zapoznajemy się z historią zatytułowaną ”Impas”. Thor po
zamieszkaniu na ziemi zostaje przez niektórych ludzi okrzyknięty prawdziwym
Bogiem, modlą się do niego, wyznają jego kult, powstaje swoista religia.
Scenarzysta Geoff Johns przenosi opowieść do krainy Slokovii, w
której biedni mieszkańcy są uciskani przez bezwzględnego i okrutnego generała Stojkowicza.
Jeden z takich podziemnych kościołów [ w Slokovii za wyznawanie kultów
religijnych karą jest śmierć] zostaje rozbity, wierni zabici, a wieść o tym
dociera aż do komnat Asgardu. Thor, jako żyjący Bóg postanawia działać i
przystępuje do rozprawy z reżimem generała . Oczywiście mamy też drugi wątek
opowieści, który jakoś nijak nie łączy się z resztą opowieści i został dodany
chyba dla wypełnienia przestrzeni. Walet
Kier [ postać znana mi tylko z wyglądu, pojawiła się w jednym z Avengersów
wydanych przez muchę] przesiaduje w specjalnej
izolatce, ponieważ grozi mu samodestrukcja, i co zrozumiałe, jest tym lekko
sfrustrowany. Więcej wyczytacie w komiksie. Ogólnie rzecz biorąc, nie
przemawiają do mnie superbohaterowie, wygłaszający wzniosłe referaty o
wolności, równości itp. w fikcyjnych krajach do bółu przypominających kraje
byłego bloku sowieckiego. Brakuje im głębi, przedstawienie żołnierzy
znęcających się nad wieśniaczką to za mało, żeby zbudować jakikolwiek klimat.
Wykorzystywanie schematycznych symboli
totalitarnych reżimów jako tła dla psychologicznych wywodów napakowanych kolesi
w kolorowych strojach do mnie nie przemawia. Historia jest napisana nieźle,
dialogi są dobre, ale klimat jest mizerny. Może za dużo naczytałem się o
okropieństwach wojny i totalitaryzmu i nie przekonuje mnie takie pobieżne
załatwienie tematu. Jeśli o drugi wątek chodzi, i wybuchowe problemy Jacka,
alias Waleta, sprawa jest dla mnie równie mało przekonująca. Scenariusz nijak
mnie nie zachwyca, jest dobrze napisany, ale nie powoduje emocji.
Za oprawę graficzną odpowiada trzech panów. Niestety, żaden z nich nie
wybija się ponad poziom przeciętny. Rysują poprawnie, ale nic ponad to. Kilka
kadrów walki Thora z Ironmanem zasługuje na parę sekund dłuższej kontemplacji, reszta wylatuje z
pamięci wraz z przełożeniem kartki. Jestem bardzo rozczarowany. Przeglądając,
chociażby pobieżnie flagowe tytuły wydawane za oceanem ma się wrażenie, że
pracujący tam rysownicy mają magiczną moc i tworzą takie ilustracje, że
człowiek ogląda je z rozdziawionymi ustami zastanawiając się, jak można coś
takiego narysować. Wielka Kolekcja miała
zbierać i pokazywać nam tych najlepszych. Po raz kolejny tego nie robi. Minus
dla wydawnictwa, które nie napisało za jakie plansze kto odpowiada. Trzeba się
domyślać.
W
dodatkach cieniuteńko. Poza wyliczeniem licznych zasług i sukcesów Geoffa dla
komiksu nie znajdziemy nic więcej. Żadnej notki o rysownikach, żadnych szkiców
koncepcyjnych, żadnych więcej grafik bonusowych. Słabiuchno.
Po raz kolejny trzeba użyć tego
wyświechtanego sformułowania. Komiks jest dobry, miejscami nawet więcej niż
dobry, ale… Ale na tle innych przygód mścicieli prezentuje się słabo. Jako
samodzielny komiks nigdy nie znalazłby się na mojej półce. Można było spokojnie
sięgnąć po coś innego. A tak został przemycony, schowany między lepszymi
pozycjami i kupiony, no bo przecież ciężko tak kolekcjonować wyrywkowo,
prawda? Oby tych zapychaczy było jak
najmniej, przełomowych i wspaniałych komiksów jest bardzo dużo, i jest z czego
wybierać. Spece od marketingu nie powinni jechać tylko i wyłącznie kilkoma
postaciami bez przerwy dlatego, że są najpopularniejsze. A jeśli już muszą,
niech wybierają tylko te najlepsze dzieła. Moja ekscytacja Kolekcją spadła
kolejny raz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz